„Kot Marian i odwiedzacze” – ludzie, koty oraz solidna nutka horroru
„Kot Marian i odwiedzacze to powieść autorstwa Krzysztofa Zapotocznego skierowana do młodego czytelnika opowiadająca o współpracy ludzi i kotów z solidną nutką horroru. Pewnego dnia dwunastoletni Baltazar odkrywa, że jego poczciwy kot Łatek potrafi mówić, co więcej nie nazywa się Łatek tylko Mahr-Yan, ale w razie czego można się do niego zwracać per Marian. Marian staje się przewodnikiem Baltazara po rzeczywistości odwiedzaczy – przewodnikiem o tyle nietypowym, że wrednym i leniwym, a do cynicznym i lubującym się w czarnym humorze. Marian niechętnie dzieli się swoją wiedzą i zdradza tajemnice, ale saszetka albo dwie karmy o smaku tuńczyka na pewno nie zaszkodzą… Dzięki Marianowi Baltazar odkryje, że świat nie kończy się na szkole, przekomarzaniu z młodszą siostrą i rodzicach strofujących go, że pora posprzątać pokój – tuż obok niego działają 'odwiedzacze’ – ludzie zdolni odwiedzać inne światy, którzy poświęcają życie walce z potworami nawiedzającymi naszą rzeczywistość, więc by nie stwarzały zagrożenia dla innych, ktoś musi je od-wiedzić.
Przyznam, że nic tak nie zmienia podejścia recenzowania literatury dziecięcej co… perspektywa rodzica. Wielokrotnie w czasie lektury zastanawiałam się – czy to nie będzie zbyt straszne? W Kocie Marianie i odwiedzaczach naprawdę nie brak makabry. Ciągle zadawałam sobie pytanie – czy dałabym tę książkę synkowi, gdy będzie miał dziewięć lat (taki minimalny wiek odbiorcy zaleca Wydawnictwo Dwukropek)? A potem powróciłam wspomnieniami do własnego dzieciństwa: rozmaite serie „Scooby Doo”, „Farma pełna strachów”, „Wampirzyca Mona” – jako dziecko uwielbiałam straszne opowieści! Wampiry, wilkołaki, mumie czy duchy nie miały przede mną tajemnic i nie przysparzały mi koszmarów sennych. Zdałam sobie sprawę, że w dzieciństwie zaczytywałabym się w powieści Krzysztofa Zapotocznego z wypiekami na twarzy. Pozostaje jeszcze pytanie, czy jest to historia odpowiednia dla dziewięciolatków – jeśli spodobały im się pierwsze dwa – trzy tomy „Harry’ego Pottera”, to zdecydowanie tak. W zasadzie wszystkie mogące budzić kontrowersje czy lęki elementy Kota Mariana i odwiedzaczy mają w książkach J.K. Rowling swoje odpowiedniki.
A skoro ustaliliśmy już, dla kogo odpowiedni jest Kot Marian i odwiedzacze, pozostaje jeszcze napisać, dlaczego warto sięgnąć po tę powieść. To ponad 450 stron wartkiej akcji, na których Baltazar poznaje nowych przyjaciół oraz zapoznaje się ze światem odwiedzaczy. Jako kociara z ogromną radością czytałam o świecie, w którym koty i ludzie współpracują ze sobą jak równi z równymi (choć Marian nie zgodziłby się z tą oceną – w końcu według niego to koty są właścicielami ludzi) i poznawałam kolejnych kocich bohaterów. Dialogi między bohaterami są błyskotliwe i dowcipne, a zestawienie dobrodusznego Baltazara ze zgryźliwym Marianem potrafi zachwycić.
Powieść pokazuje młodemu czytelnikowi, że przyjaźń można znaleźć w zaskakujących okolicznościach, a innych nie powinno się oceniać po pozorach – Baltazar pochodzi ze zwyczajnej rodziny, a Kaśka – z zamożnej, ale nie czują się lepsi od Amelii wychowanej w domu dziecka czy Konrada – powtarzającego klasę chłopca, którym rodzice się kompletnie nie interesują, co ten odreagowuje na młodszych uczniach, póki nie zobaczy, że można inaczej. Dzieciom towarzyszą odwiedzacze – ich dorośli opiekunowie – którzy nie zawsze dają się lubić, za to wszyscy skrywają liczne tajemnice. Mieszanki dopełnia plejada potworów: wilkołak, południca, kostucha, wampir, zmora, licho czy zombie… Jedne budzą grozę, inne – wesołość, zwłaszcza gdy komentują działanie PFZ-etu (Potwornego Funduszu Zdrowia). Warto odnotować, że całość rozgrywa się w polskich realiach, przede wszystkim we Wrocławiu, ale zajrzymy też do Białej Damy rezydującej na zamku Grodno. Znajome realia sprawiają, że tym łatwiej identyfikować się z bohaterami.
Choć powieść – jak na pozycję skierowaną do młodego czytelnika – jest naprawdę obszerna, to aż nie zauważyłam, gdy połknęłam ją w całości. Krzysztof Zapotoczny pokazał, że uchylił przed odbiorcami zaledwie rąbka tajemnicy, więc widać, że Baltazara, Mariana i ich przyjaciół czeka jeszcze wiele przygód – a ja chcę więcej!
I jeszcze jedna kwestia – choć mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, w tym przypadku warto. Ilustracja Przemysława Szukaja przedstawia Mariana i Baltazara przed opuszczonym domem, w którym – jak za chwilę chłopiec się przekona – rezyduje zmora, którą należy od-wiedzić. Grafika oddaje zarówno mroczny chwilami nastrój powieści, jak i mistyczną naturę Mariana. Przy okazji jest też po prostu prześliczna, po prostu idealna do oprawienia jej i zawieszenia na ścianie w każdym zakoconym domu. Szczególnie przed Halloween, które zbliża się wielkimi krokami!”
Recenzja: Anna Tess Gołębiowska, efantastyka.pl