fbpx

„Miłość Flory” – mądra, uwrażliwiająca i życiowa

„Rodzina Gadsbych przypomina mi miejscami moją własną. Składa się z indywidualistów, jest w niej sporo chaosu, chyba zresztą zawsze obecnego w rodzinach wielodzietnych i jeszcze więcej miłości. Choć daleko im do modelowych rodzin z Instagrama, czasem błądzą, a ich sukcesy przeplatają się z porażkami, to jednak zawsze trzymają się razem i są dla siebie oparciem w trudnych chwilach. Bo w gruncie rzeczy, o to przecież właśnie chodzi.

Florę znowu trafia strzała Amora, w dodatku trafią ją nagle i zupełnie niespodziewanie. Sytuacja jest dość jasna, w przeciwieństwie do życia uczuciowego Bluebell. Dziewczynka próbuje dowiedzieć się, co właściwie czuje do swojego przyjaciela, który od niedawna został jej chłopakiem. Twig rozwija swe zdolności kulinarne, żeby zaimponować pewnej dziewczynie. Jas też zatraca się w miłości, tyle że do kotów. I poezji. Zoran staje przed naprawdę trudnym wyzwaniem. A rodzice dzieciaków mają dla wszystkich niespodziankę, której zupełnie nikt się nie spodziewał. W tym oni sami.
Miłość Flory, dugi tom „Pamiętników Bluebell Gadsby” to faktycznie książka o miłości, ale nie tylko tej tytułowej, spontanicznej i nastoletniej. Jest w niej równie sporo o dojrzałej miłości małżeńskiej. O miłości rodziców do dzieci i dzieci do rodziców. O miłości do przyjaciół i zwierząt. To powieść o miłości uskrzydlającej, inspirującej, która pokona wszelkie trudności i próby czasu, ale i o tej trudnej, a nawet niszczącej. Bardzo lubię tę serię, nie tylko dlatego, że dobrze się ją czyta, ma ciekawą formę, jest mądra, uwrażliwiająca, ale dlatego, że przede wszystkim jest życiowa. Natasha Farrant nie boi się poruszać w niej trudnych tematów. W pierwszym tomie było nim mierzenie się z żałobą po śmierci bliskiej osoby, w drugim- choćby skomplikowane relacje rodzinne, z chorobą w tle. Autorka świetnie balansuje emocjami swoich małych czytelników, którzy na przemian złoszczą się, cieszą, ekscytują i smucą wraz ze swoimi bohaterami. Przynajmniej tak było u nas. I do tego były jeszcze wypieki na policzkach u mojego dziewięciolatka, bo wiecie, oni tam się CAŁUJĄ ;-)”

Powrót