Co podoba mi się najbardziej w książce „W grudniu po południu..”?
„W grudniu po południu to rzeczywiście książka nietypowa, bo proponująca trochę inne, niż powszechnie przyjęte, podejście do kalendarzy adwentowych. Przyzwyczailiśmy się, że takie adwentowe publikacje to historie z akcją w okolicy świąt i podzielone na odpowiednią ilość rozdziałów. Kalendarze innego rodzaju zawierają w sobie 24 czekoladki lub torebki herbaty, lub jakieś inne materialne drobiazgi. A tutaj mamy zupełnie inny pomysł – ta książka to kalendarz adwentowy z pomysłami na rozmaite przedświąteczne aktywności, kalendarz zawierający w sobie zadania do wykonania całą rodziną. I to właśnie podoba mi się w niej najbardziej!!!
(…) Ogromną wartością tej książki jest to, że pokazuje rodzinę, która spędza ten czas RAZEM. WSPÓLNIE szykują karmnik dla ptaków, WSPÓLNIE sprzątają dom, WSPÓLNIE bawią się w świąteczne kalambury, RAZEM idą do planetarium i na świąteczny jarmark. Pomyślałam sobie, że jej lektura może być impulsem do tego, żeby przygotować taki kalendarz dla swojej rodziny, dopasowany do ilości czasu, którym dysponujemy oraz do własnych zwyczajów i ulubionych zajęć. Wystarczy kawałek sznurka, klamerki i stosowna ilość woreczków (albo po prostu kopert). Mogą tam się znaleźć bilety na jakieś wspólne wyjście, ale można także razem obejrzeć jakiś film na jednej licznych platform, do których mamy dostęp. Może też to być propozycja wspólnej lektury na wieczór. Na te dni, w których rodzice będą w absolutnym niedoczasie, dobrym pomysłem zadania jest porozmawianie z babcią albo dziadkiem o rodzinnych świątecznych zwyczajach lub o jakichś szczególnych wspomnieniach świątecznych. Da to zrobić także przez zestaw głośnomówiący w czasie mozolnego przedzierania się przez korki 😉
Bardzo podoba mi się pomysł na tytuł tej książki. Jest on z prawdziwy i zgodny z tym, co znajduje się w środku, a równocześnie – na przekór temu, jak można by go zrozumieć. Bo przecież, jak wyjaśniają to na początku rodzice bohaterki: „W grudniu po południu” oznacza odkładnie czegoś w nieskończoność, na przykład na kolejny dzień i na kolejny, i na jeszcze następny, a tutaj chodzi właśnie o to, żeby żadnego zadania nie odkładać na później.
Podobają mi się także ilustracje Magdaleny Kwapińskiej – realistyczne, pełne ciepła, ale nieprzesłodzone. To nie są tylko obrazki towarzyszące tekstowi, bez nich ta książka nie miałaby atmosfery, one ją w znaczącym stopniu tworzą. Spod jej ręki wyszły także znajdujące się w środku karty do kalamburów do wycięcia. Dlatego nie rozumiem, dlaczego nazwiska ilustratorki nie ma nie tylko na okładce, ale także na stronie tytułowej ? Znajdziemy je dopiero w stopce redakcyjnej na końcu, ale nie każdy przecież tam zagląda. Szkoda, bo to jedyny zgrzyt, jaki odczułam podczas lektury tej bardzo sympatycznej książki.”
Przeczytaj CAŁĄ RECENZJĘ.