fbpx

„Roryk. Nieśmiały detektyw. Sprawa zaginionej perły” – absolutne cacko!

„Pozwólcie, że przedstawię : oto detektyw Roryk Nieśmiał. Zapytacie zapewne, dlaczego tak od razu i bez uprzedzenia dokonuję prezentacji odbierając tym samym głos samemu zainteresowanemu? Otóż z dwóch powodów – po pierwsze my z detektywem zdążyliśmy się już dość dobrze poznać, a może nawet więcej – zaprzyjaźnić (ale o tym później), a po drugie – Nieśmiał jest zbyt nieśmiał(y), wręcz chorobliwie nieśmiał(y) i mógłby po prostu, tak najnormalniej w świecie, jak to ma zwyczaju … zwiać, unikając jakichkolwiek konfrontacji z otoczeniem. Nawet z Wami 😉 Nie taki mamy/macie obraz detektywa, prawda? Osoba parająca się tym zajęciem jawi nam się zazwyczaj jako człowiek odważny i przebojowy. Jeśli bardziej zgłębimy temat, to dowiemy się, że istotne są również inne cechy, jak na przykład zdolność logicznego myślenia, brak podatności na emocje, umiejętność pracy w stresie, opanowanie, a także sprawność fizyczna i wiedza z zakresu prawa oraz technik dochodzeniowych. Ważne są też konsekwencja, upór i optymizm oraz wiara w skuteczność swoich działań. Zauważyliście? O nieśmiałości nie ma ani słówka… 😉

Ale mimo tej uciążliwej „przypadłości” Roryk Nieśmiał jest niezwykle skuteczny i robi wręcz oszałamiającą karierę, karierę, jakiej mogłyby pozazdrościć mu największe detektywistyczne tuzy. Sądzę, że tacy, dajmy na to Sherlock Holmes, Herkules Poirot czy Philip Marlowe chętnie dopisaliby do swojego dorobku zakończone spektakularnymi sukcesami śledztwa Roryka, jak choćby sprawę Podwójnego Kuriera, Gangu Waldo, Błękitnej Ostrygi czy tajemnicę Gadającej Salamandry. W czym zatem tkwi tajemnica Nieśmiała? O, tak – tajemnica to tutaj właściwe słowo. Otóż w niekonwencjonalnej metodzie śledczej, jaką jest dotykanie różnych przedmiotów, które to przedmioty w jakiś znany tylko detektywowi sposób przekazują informacje o wydarzeniach rozgrywających się w ich otoczeniu, bądź z ich wykorzystaniem. Roryk sam przyznaje, że nie potrafi nikogo porządnie przepytać (ach ta nieśmiałość!), nie umie włamać się do czyjegoś komputera, nie umie prowadzić samochodu i sam wątpi, czy jest prawdziwym detektywem. My jednak uważamy, że poza tymi umiejętnościami i wymienionymi wcześniej cechami ważne jest jeszcze „to coś” i Roryk to ma. Nieważne jak dziwne jest „to coś” 😉

Nie, nie – to nie pomyłka, ani przejęzyczenie. Z premedytacją użyłam zaimka „my”. Bo nie jestem tutaj jedynym członkiem fanklubu Roryka Nieśmiała. Pomijając mnóstwo grup, forów i blogów, które zajmują się poczynaniami naszej gwiazdy jest jeszcze jedna osoba, dla której detektyw jest wzorem do naśladowania, absolutną ikoną. To Matylda Bond. Matylda ma dwanaście lat i posiada pewne doświadczenie w branży. Na tę chwilę główny obszar jej działalności to tajemnice sąsiedzkie, ale jej również nie można odmówić skuteczności. A od czegoś przecież trzeba zacząć! Marzeniem dziewczynki jest poznanie detektywa Nieśmiała, co nie wydaje się być przedsięwzięciem aż tak trudnym do zrealizowania – przecież Roryk i Matylda mieszkają w jednym mieście. Jak to zwykle bywa to przypadek sprawia, że dochodzi do spotkania tych dwojga, choć nazwać okoliczności tego spotkania niesprzyjającymi to jakby nic nie powiedzieć. Nie ujawnię szczegółów, bo to … prawie jak złamanie tajemnicy śledztwa, a przy tym to tak fantastyczna historia, że nie będę Wam psuć dobrej zabawy. Najważniejsze, że wszystko dobrze się kończy. Ba! – nawet bardzo dobrze. Matylda zostaje bowiem najpierw stażystką w biurze detektywa Nieśmiała, by po chwili awansować i zostać współprowadzącą kolejną sprawę. Tu jednak rodzi się pytanie, czy ta współpraca ma szansę na powodzenie? Skąd ta nagła wątpliwość? Matylda to zupełne przeciwieństwo swojego mentora – to chodząca nieśmiałość :-), odwaga, przebojowość, ale nade wszystko gadatliwość. O tak! Matylda uwielbia gadać, paplać, nadawać i nawijać. Zwał jak zwał – buzia się jej nie zamyka. Aż dziw, że jeszcze jej nie słyszę 😉 Przecież pięć minut, które panna Bond jest w stanie wytrzymać bez trajkotania już dawno minęło…

Wiemy już mniej więcej z kim mamy do czynienia, więc zerknijmy tylko przelotnie na pierwszą wspólnie prowadzoną przez ten nietuzinkowy duet sprawę. To – jak głosi tytuł powieści – Sprawa Zaginionej Perły. Brzmi poważnie? No jasne, bo sprawa jest poważna. Baaardzo poważna! W rezydencji znanej filantropki Charlotty Zdrój dochodzi o kradzieży – jakżeby inaczej – perły, i to perły wartej cztery miliony euro. Na miejscu działa już policja w osobie komisarza Valko, a to nie wróży niczego dobrego. Niestety… Komisarz ma już podejrzanego, a raczej podejrzaną i zrobi wszystko, by jak najszybciej zamknąć śledztwo i ogłosić sukces. Nie przyjmuje do wiadomości żadnych argumentów, poza tymi, które świadczą o winie … Charlotty Zdrój. Choć ona sama idzie w zaparte, przyjęta przez policję teza zakłada, że akcja charytatywna jest tylko przykrywką, sama kradzież została zfingowana, Perła Zdrojów ukryta, a sama właścicielka planuje wyłudzić ogromne odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Choć część dowodów wydaje się mocna, to ani Roryk, ani Matylda „nie kupują” wersji komisarza i z całym zapałem (i w żadnym wypadku bez nieśmiałości ;-)) przystępują do rozwiązania tej jakże intrygującej zagadki. Przed nimi kawał detektywistycznej roboty…

Konstrukcja narracyjna Sprawy zaginionej perły nie jest zaskoczeniem – jest typowa dla powieści detektywistycznej. Fabuła zbudowana została wokół zagadkowego wydarzenia, którym w tym przypadku jest zniknięcie klejnotu, a głównym jej motorem jest wyjaśnienie wszystkich okoliczności i poszukiwanie sprawcy. To ukłon autora w stronę klasyki i przywodzi na myśl najważniejsze nazwiska i tytuły gatunku (kilka z nich pojawiło się w trakcie tej recenzji ;-)). Sama intryga detektywistyczna zbudowana została mistrzowsko. Wart bacznej uwagi jest sposób, w jaki Oliver Schlick prowadzi młodego czytelnika przez meandry śledztwa – ileż to razy celowo myli tropy, podsuwa kolejnych podejrzanych, podrzuca dowody winy i niewinności, aby na koniec zaskoczyć rozwiązaniem. Całość podana w przystępnym stylu i dostosowanej do wieku i możliwości formie. Wszystkie te elementy sprawiają, że zbudowane w trakcie fabuły napięcie ma tendencję zwyżkującą, a to z kolei gwarantuje zainteresowanie i zaangażowanie ze strony młodego czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Twierdzę, że lektura cyklu może być doskonałym wprowadzeniem do nieco bardziej skomplikowanej i angażującej literatury (…)

Sprawa zaginionej perły to pierwszy tom cyklu detektywistycznego „Roryk. Nieśmiały detektyw”. Przyznam, iż zdecydowanie nie mieszczę się w kategorii wiekowej 9-12 lat, a i tak jestem wielką fanką Roryka Nieśmiała i z niecierpliwością wyczekuję jego kolejnych przygód. Na skrzydełku papierowego wydania mamy namiastkę tego, co nas czeka i obietnicę, że kolejne tomy już wkrótce, więc zaczynam odliczanie! Tymczasem polecam serdecznie Waszej i uwadze Waszych pociech tę napisaną z lekkością, polotem i humorem powieść. Przeczytałam kiedyś, że dobra książka powinna pozwolić czytelnikowi po pierwsze coś przeżyć, po drugie – wciągnąć w swój świat i po trzecie – dawać radość z czytania. Sprawa zaginionej perły mało tego, że spełnia wszystkie te kryteria to – jak zawsze w przypadku Dwukropka – jest jeszcze przepięknie wydana. Absolutne cacko!”

Przeczytaj CAŁĄ RECENZJĘ
Zobacz książkę: https://dwukropek.com.pl/ksiazki/roryk-niesmialy-detektyw-sprawa-zaginionej-perly/

Powrót