fbpx

„Roryk. Nieśmiały detektyw” – świetnie skonstruowana powieść

„Książka Olivera Schlicka to powieść detektywistyczna dla młodszego czytelnika (ale i starszy będzie miał zabawę podczas lektury) zbudowana na wzór kryminałów z zagadką zamkniętego pokoju typowych dla Agathy Christie. To też historia osadzona w zimowej, mroźnej scenerii eleganckich przedmieść w czasie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Myślę więc, że pierwszy tom przygód Roryka jest doskonałym pomysłem na podchoinkowy prezent dla dorastającego wielbiciela zagadek.

Poznajcie Matyldę, pyskatą dwunastolatkę, która lubi wściubiać nos w nieswoje sprawy, rozwiązywać zagadki dotyczące sąsiadów i dużo gadać. Jest też fanką Roryka Nieśmiała – sławnego prywatnego detektywa, który, tak się składa, mieszka po sąsiedzku. Pewnego wieczoru na spacerze z psem (cocker spanielem imieniem Doktor Herkenrat) Matylda natyka się na Roryka, który ewidentnie potrzebuje pomocy. Otóż z jakiegoś powodu jego język przymarzł do zaparkowanego na ulicy samochodu. Matylda ratuje śledczego z opałów i wymusza w zamian – jako detektywka amatorka – odbycie stażu u nieśmiałego dochodzeniowca. 

Następnego dnia Roryk dostaje zlecenie. Z rezydencji pewnej miliarderki zniknęła błękitna perła. Ponieważ trzymana była w sejfie, do którego kod dostępu znała tylko Charlotta Zdrój, a śladów włamania brak, prowadzący sprawę komisarz Valko podejrzewa, że dziedziczka rodzinnej fortuny w ten sposób chciała wyłudzić odszkodowanie. Zrobi więc wszystko, by wsadzić Charlottę za kraty. Roryk wraz z depczącą mu po piętach Matyldą zamierza z kolei udowodnić niewinność młodej (atrakcyjnej i miłej) kobiety i znaleźć prawdziwego sprawcę. A ten z pewnością jest jedną z osób mieszkających w rezydencji. Mamy więc zamknięty krąg podejrzanych, a wśród nich: Doriana – leniwego kuzyna Charlotty, Lanę Górę – sekretarkę, Thorwalda – lokaja. Jest też Gerald Czaszka – prawnik panny Zdrój.

Autor odpowiednio skomplikował zagadkę i jest duża szansa na to, że młody czytelnik tak szybko jej nie rozwikła. Jest to też łamigłówka zupełnie bezkrwawa, kryminał bez morderstwa – oparty o sprawę zaginięcia klejnotu. Idealny więc dla dzieci i młodzieży, którzy będą mogli poćwiczyć swoje szare komórki i zdolność logicznego myślenia. Znajdą tu też nutkę elementów nadprzyrodzonych, ale tak niewielką, że niemieszającą w klasyfikacji gatunkowej tej opowieści.

Para głównych bohaterów została wyraziście nakreślona. Matylda i Roryk świetnie się uzupełniają. On – nieśmiały do przesady, niepotrafiący wydukać jednego zdania bez jąkania się i przepraszania za to, że żyje. Ona zaś – pyskata, odważna i przebojowa. Do tego Roryk – co stanowi przez pewien czas dodatkową zagadkę dla Matyldy i czytelnika – ma specyficzną i bardzo tajemniczą metodę działania podczas swoich śledztw.

Bardzo podoba mi się tłumaczenie Roryka. W tekście znajdziemy takie językowo swawolne kwiatki jak: „ukatrupiony” czy „tłumaczy jak krowie na rowie”. Tłumaczka zdecydowała się też na przełożenie nazwisk bohaterów, co – jak przypuszczam – pozwoli polskim czytelnikom lepiej poznać charakter postaci i pewnie łatwiej zapamiętać, kto jest kim. Powieść napisana jest w pierwszoosobowej narracji nastoletniej Matyldy, która zresztą jest postacią w pewien sposób dość smutną. Rodzice zdają się nią za bardzo nie interesować – wyjeżdżają do Australii kręcić film akurat w okresie świątecznym i zostawiają córkę z niejaką panią Zeigler. Matylda robi więc, co chce, a pani Zeigler wciska kity o tym, że spotyka się ze swoją przyjaciółką Karoliną. Traf jednak chce, że Karolina to postać przez Matyldę zmyślona. Trudno więc nie sympatyzować z tą rezolutną, samotną dziewczynką.

Dziewczynką, która miewa świetne pomysły – na przykład, co zamieścić w listach do osób spóźniających się z opłaceniem faktury za usługi detektywistyczne (dorysować czachę). Zresztą z Roryka emanuje poczucie humoru (także wprowadzane przez postać tchórzliwego psa najbardziej bojącego się… wiewiórek). Autor też nie szczędzi nam kwiecistych porównań („fryzura jak druciana szczotka”). Sporo tu nawiązań do klasyki gatunku. Wspomnijmy choćby o tym, że Matylda ma na nazwisko… Bond. Do tego pojawiają się wspominki Herkulesa Poirot, Sherlocka Holmesa czy panny Marple. Cóż, panna Matylda radzi sobie w detektywistycznej materii niezgorzej od swojej starszej poprzedniczki.

Znajdziemy w przygodach nieśmiałego detektywa też takie smaczki jak satyra na ogłupienie społeczeństwa pod wpływem social mediów (imperatyw zrobienia sobie selfie z każdą znaną osobą, na którą się człowiek natknie) czy fascynację celebrytami. Czuć też w tekście pewną lewicową nutkę (Charlotta Zdrój rozdaje majątek, bo uważa, że to niesprawiedliwe, by jedni posiadali tak wiele, a inni biedowali). Wreszcie to też historia miłosna, w której namiesza (bardzo pozytywnie) właśnie Matylda. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na graficzną stronę powieści – od pięknej, klimatycznej okładki, po rysunkowo przedstawione najważniejsze postacie na początku książki. Wydawnictwo Dwukropek to gwarant pięknie podanych historii.

Roryk to świetnie, zgodnie z prawidłami i przy użyciu różnych pisarskich sztuczek, skonstruowana powieść detektywistyczna, którą z pewnością będzie się doskonale czytało nie tylko w długie zimowe wieczory.”

Recenzja: Marta Matyszczak, Kawiarenka kryminalna

Powrót